Kenia na własną rękę
Kenia na własną rękę czy z biurem podróży? Często takie pytania zadajecie państwo na różnych grupach. Powiem szczerze, że ciężko jest na nie odpowiedzieć jednym zdaniem, bo wszystko zależy od wielu czynników. My z mężem zawsze wszędzie lataliśmy na własną rękę, ale takie z nas obierzy światy.
Przyjaciele, którzy postawili na wakacje na własną rękę
Jeśli ktoś kocha basen piękny hotel i taki jednostajny odpoczynek, to jak najbardziej proponujemy biuro. O nic się wtedy nie martwimy. Jeżeli jednak lubicie Państwo wyzwania, poznawanie ludzi, ich obyczajów, tego jak żyją, lubicie zaglądać do ciekawych miejsc, to może lepiej jechać bez biura.
Moi przyjaciele przylecieli do Kenii na własną rękę. Zamieszkali w Kilimandogo Resort obok nas. Pozwolili mi opisać jak wyglądał ich pobyt tutaj i jakie ponieśli koszty tego pobytu. Czy byli zadowoleni, to pozwolę sobie ich zapytać na końcu artykułu.
Kenia na własną rękę a lot
W listopadzie do Malindi przyleciały cztery osoby na własną rękę. Z pewnością ich przylot nie był taki… powiedziałabym dziki, ponieważ byli ze mną w kontakcie i udzielałam im odpowiedzi na każde pytanie, od początku kiedy to postanowili nas odwiedzić czyli na każdym etapie podróży.
W pierwszej kolejności należy wybrać linie lotnicze, którymi chcemy lecieć. Musimy wiedzieć do jakiego portu lotniczego chcemy dolecieć, skąd chcemy zacząć naszą podróżniczą przygodę.
W Kenii mamy tak naprawdę dwie możliwości: przylecieć do Nairobi, zostać tutaj kilka dni, ruszyć do Parków Narodowych, do których jest bliżej ze stolicy, czy zwiedzić samo miasto. Niestety nie pomogę tym z Państwa, którzy tutaj się zatrzymają, bo nie znam zupełnie stolicy i okolic. Nigdy tam nie byłam.
Druga możliwość to przylot na wybrzeże do Mombasy. I tutaj są też różne możliwości. Możemy przylecieć różnymi liniami lotniczymi z przesiadkami, czy też czarterem z Polski z Warszawy, Wrocławia, Katowic bezpośrednio do Mombasy.
Moi przyjaciele mieszkają w Anglii dlatego wybrali lot liniowy z Londynu z przesiadką w Nairobi do Mombasy. Tutaj czekał na nich kierowca Evans, nasz znajomy z którego usług jako taksówkarza wielokrotnie korzystaliśmy. Za dostarczenie moich przyjaciół z lotniska Moi w Mombasie do Malindi wraz z bagażami zainkasował 13 500 szylingów kenijskich.
Nocleg w Kenii na własną rękę
Wynajęcie domku w Kilimandogo z dwoma sypialniami z łazienkami, z klimatyzacją i podstawowym wyposażeniem (lodówka, kuchenka gazowa, naczynia do sporządzania posiłków, moskitiery) kosztował 96 000 szylingów.
Wszyscy byli zgodni, że chcą zobaczyć Malindi i okolice, a w wolnych chwilach poleżakują przy basenach, które oczywiście mieszczą się na terenie resortu. Jeden z nich nawet 10 metrów od domku.
Ile kosztuje wynajem samochodu w Kenii
Aby móc swobodnie się poruszać, wynajęliśmy samochód na 6 osób na 8 dni. W pierwszym tygodniu pojechali na 3-dniowe safari z https://www.facebook.com/shidiboy.jj. Nie podaję ceny za safari, bo to są indywidualne negocjacje z operatorami. Samochód kosztował nas 40 000 szylingów i kwotę tę podzieliśmy na 6 osób.
Wycieczki w Kenii na własną rękę
Mając możliwość nieograniczonego przemieszczania się, mogliśmy zaplanować kilka wycieczek. I tak zaczynając od… pierwszej. Ruiny starego miasta Gede, gdzie można karmić małpki, koczkodany czarne, które są przyjazne i uwielbiają banany. Wstęp 500 szylingów od osoby. Napiwek dla przewodnika według uznania. Byliśmy w 5, daliśmy przewodnikowi 800 szylingów. Oczywiście odwiedziliśmy Watamu, gdzie spotkaliśmy się z paniami, które zrobiły zakupy dla dzieci z mojej szkoły.
Hells Kitchen, Park Hallera
Druga wycieczka była do Hells Kitchen, czyli Gorącej Kuchni Diabła. Wstęp 500 szylingów od osoby + 500 szylingów dla przewodnika. Napiwek to indywidualna sprawa. Od nas dostał 600 szylingów.
Trzecia wycieczka. Park Hallera w Mombasie, wstęp 1 800 szylingów od osoby, karmienie żyraf. Pokarm dla nich można kupić na miejscu za 50 szylingów. Kasia i Sebastian kupili dodatkowo 10 paczek i rozdali dzieciom z wycieczki, która akurat przyjechała do parku, dzieci nie miały jednak pieniędzy na zakup pokarmu. Mogły tylko popatrzeć jak my się emocjonujemy. Dzięki moim przyjaciołom, one równie mogły przeżyć bliskie spotkania z tymi majestatycznymi zwierzętami. Niestety pokarm się skończył i miłość żyraf do nas też się skończyła. Jestem bardzo dumna z moich przyjaciół, że tak spontanicznie zareagowali, dzieci były naprawdę szczęśliwe , a ich opiekun kilkakrotnie dziękował Sebastianowi za ten spontaniczny gest.
Miała też miejsce zabawna sytuacja z miejscowymi małpkami. Sprzedawca zostawił skrzynkę z paczuszkami, w których był pokarm dla żyraf, na murku bez opieki, sprytna małpka obserwowała jak pan się oddalił i zwinnym ruchem zabrała jedną z paczek. No cóż gość miał manko, mógł pilnować straganu. 🙂
Oczywiście, będąc w Mombasie musieliśmy zrobić sobie fotkę przy kłach, które są symbolem wręcz tego miasta. Niestety bark czasu nie pozwolił nam na zwiedzanie starej Mombasy. Odwiedziliśmy za to galerię Carrefour gdzie zjedliśmy lunch.
Kolejne wycieczki i prawdziwy gest
Moi przyjaciele nie pojechali na safari do wioski masajskiej, bo postanowili opłacić obiad dla dzieci w mojej wiosce w Ngomeni. Złożyliśmy się na pilau dla dzieci i rodziców, którzy pomagają w remontowaniu szkoły. Był to koszt 13 200 szylingów (kupiliśmy 25 kg ryżu, 20 kg warzyw, 1 kozę, którą ojcowie dzieci oporządzili w dniu, w którym gotowaliśmy, przyprawy). To było wielkie wydarzenie, uczta była wyborna.
Nie mogliśmy nie zobaczyć za to oceanu. Wybraliśmy się do Jacarandy, gdzie niebieskie niebo łączy się z turkusowym oceanem. W restauracji na obiad czekaliśmy kenijskie 3 minuty czyli około 2 godzin :), ale było bardzo przyjemnie, bo widok oceanu, spacer po jego dnie, to niezapomniane przeżycie.
Nie zabrakło też zwiedzania Malindi, robienia zakupów na targu warzywnym, w Afrykańskim Markecie czy lokalnej manufakturze (różne pamiątki). Ekstra odpoczynek zaliczyliśmy na plaży Malindi w barze Rosada, w którym to miejscu zaczęła się nasza przygoda z Kenią. Nie omieszkaliśmy zafundować sobie ekstra kolacji w pięknej restauracji Baby Marow w Malindi.
Kenia na własną rękę a wyżywienie
Jeśli chodzi o wyżywienie, to starym dobrym sposobem wrzuciliśmy do puszki po 4 000 szylingów i z tego robiliśmy zakupy. Kiedy skończyły się fundusze w puszce, dorzuciliśmy po kolejne 2 000 szylingów. Oczywiście, każdy z nas zaspokajał również swoje zachcianki w postaci orzeszków, Coca Coli, chipsów, pamiątek czy czegoś tam jeszcze, ale to już były koszty indywidualne.
Paliwo kosztowało nas 18 000 szylingów.
Podróż powrotna z Evansem z Malindi na lotnisko w Mombasie 13 500 szylingów kenijskich.
Tak więc widzicie kochani, wyjazd był bardzo intensywny, ale jak na dobrze zorganizowaną wycieczkę przystało, moi przyjaciele mieli też czas wolny i chętnie korzystali z przyjemności kąpieli w basenie.
Ile zatem kosztują wakacje na własną rękę w Kenii
Koszt imprezy po odliczeniu biletów samolotowych, wiz i safari (to są koszty indywidualne i jeden za samolot w obie strony zapłaci 2000 zł drugi 3500 zł, za safari jeden 450$, drugi 250$ a jeszcze trzeci 700$) wyniósł około 3000 zł za pobyt 14 – dniowy na osobę. Czy wyjazd zaliczają do udanych to trzeba by zapytać samych uczestników. Mam nadzieję, że się pochwalą w komentarzach.
2 komentarze
Ania
Urlop był cudowny wciąż żywy w moim sercu ❤️pamięci. Kenia to piekny kraj 🌏.Jestem pewna jednego wrócę tam znów 😊Kto jeszcze nie był to zachęcam goraca go do odeiedzenia tego kraju mieniącego się soczysta zielenią,białymi,złotymi,czekoladowymi plażami błękitem nieba.
Katarzyna Zdzinska
Oczywiście że był udany ❤️
Mariola z Krzysztofem stawali na głowie aby nasz urlop był wspaniały .
Nie tylko swoją obecnością ale też dobrymi radami .
Nawet po powrocie czuję się dzięki Wam bezpiecznie ,ponieważ Mariola zadbała abyśmy byli zabezpieczeni przed ewentualnym zachorowaniem na malarię.Jedynie czym się zaraziłam to miłością do tego miejsca .Kto wie ,być może na emeryturze dołączymy do Was .Dziękuje kochani za niezapomniane chwile .