Malindi – atrakcje, które musisz zobaczyć
Malindi to miasto z widokiem na wybrzeże Oceanu Indyjskiego. Położone około 120 km od Mombasy i kilka kilometrów od ujścia rzeki Sabaki, która w swoim górnym biegu nazywa się Galana. Jego populacja wynosi około 120 000 mieszkańców. Z pobliskimi wioskami, to taki duży powiat, który obejmuje również Watamu i Mambrui. Malindi i okolice zamieszkiwane są w większości przez plemię Giriama, ale są tutaj też takie mniejszości jak Hindusi, czy obywatele Kenii pochodzenia indyjskiego i arabskiego.
Gospodarka Malindi opiera się głównie na turystyce. Infrastruktura hotelarska jest bardzo rozbudowana. Właścicielami hoteli są Anglicy, Niemcy, a przede wszystkim Włosi. Od pierwszej połowy lat osiemdziesiątych otwarte zostały również inne rodzaje działalności: bary, restauracje, kasyno, dyskoteki, butiki i firmy związane z turystyką i osadnictwem obcokrajowców na wybrzeżu, takie jak import-eksport, zakłady stolarskie oraz rzemieślnicze, mały przemysł spożywczy, a zwłaszcza działalność budowlana.
Infrastruktura jest, gorzej z promocją
Malindi niestety najbardziej chyba ucierpiało z powodu pandemii. Rozwój infrastruktury turystycznej w ostatnich dekadach Malindi zawdzięcza Włochom. Lata dziewięćdziesiąte XX wieku i pierwsza dekada XXI wieku przyniosły rozkwit turystyki w tym mieście. To wtedy Włosi zaczęli budować piękne hotele z klimatycznymi dachami Makuti. Niestety przez te wszystkie lata nikt nie myślał o marketingu, o reklamie tego regionu. Dzisiaj kiedy przyszła pandemia Włochy praktycznie zamknęły się na Kenię. Linie czarterowe z Włoch od dwóch lat nie latają do Mombasy. Także Anglicy, którzy ciągle borykają się z pandemią nie bardzo interesują się wyjazdami na Kenijskie wybrzeże. Brak turystów z innych rejonów świata spowodował, że mieszkańcy zostali pozbawieni pracy w sektorze turystycznym.
Tętniące życiem miasto
Mimo to miasto tętni życiem. Powstało wiele punktów usługowych, sklepów z różnymi artykułami, punktów krawieckich. Jest olbrzymie targowisko zwane „Alaską” z używaną odzieżą. Kobiety na głowach noszą plastikowe, zamykane pojemniki. Mają w nich owoce w kawałkach takie, jak arbuzy czy ananasy. Sprzedają je przechodniom. Jest tysiące motocykli – taxi. Za 2 zł może 3 zł można objechać miasto. Krąży dużo kolorowych Tuk Tuków, a to już taxi luksusowe: zimny łokieć, wiatr we włosach i za 4-8 zł z hotelu dojedziesz do centrum, a tutaj kolorowy zawrót głowy. Lokalne Safari w postaci krów i kóz, spacerujących wszędzie. Manufaktura (Afrykański Targ) z wyrobami lokalnymi, pięknymi rzeźbami w drewnie, kolorowymi obrazami, malowanymi przez tutejszych malarzy, wyrobami z koralików, typu kolczyki oraz bransoletki. Ciekawe jest targowisko wyrobów z metalu. Są to paleniska Cziko, garnki i metalowe kufry, w których mieszkańcy przechowują swoje rzeczy osobiste. Oprócz tego różnej maści chochle, łyżki, aż po piękne bramy wejściowe.
Zielony Rynek z warzywami i owocami, na którym arbuzy, ananasy i mango leżą na ziemi jak w Polsce, za czasów mojego dzieciństwa ziemniaki w kopcach na targu. Tak Malindi, to kawałek prawdziwej Afryki. Takiej kreatywnej, nie bogatej, ale też nie bardzo biednej.
Meczety oraz kościoły w Malindi
W Malindi znajduje się dwanaście meczetów, ale jest też kilka kościołów katolickiego i protestanckiego kultu chrześcijańskiego. Integracja między tymi dwiema religiami, która gdzie indziej wcale nie jest łatwa, w Kenii przebiega spokojnie i z wzajemnym szacunkiem.
Od portu i wzdłuż linii brzegowej do cypla znanego jako Vasco Da Gama arabskie budynki mieszają się z pozostałościami portugalskiej dominacji. W tym również budynek, w którym mieści się muzeum historyczne Malindi i cmentarz luzytański, aż po pomnik poświęcony odkrywcy, który wylądował w Malindi w 1498 roku, filar Vasco Da Gama. W rzeczywistości jest on symbolem miasta.
Plaże i dzielnica Casuarina
Jeśli skierujemy się na północ od cypla z filarem Vasco da Gama, możemy odbyć długi na kilka kilometrów spacer plażą, która mieni się srebrnym piaskiem. Im bliżej rzeki Sabaki, tym plaża staje się czekoladowa (rzeka niesie ze sobą czerwoną ziemię, którą wyrzuca do oceanu, a prądy morskie robią swoje i pozostawiają piękny czekoladowy piasek na plaży) czysta bez alg, z falami, które niosą dużo jodu, otoczona różnej wysokości wydmami.
Tutaj można pogalopować konno nad rzekę i zobaczyć hipopotamy. Można też przejechać się quadem po wydmach. W tej części oceanu nie ma rafy, a więc to doskonałe miejsce do serfowania po wzburzonych falach.
Częścią tętniącą życiem turystycznym jest oczywiście dzielnica Casuarina z pięknymi posiadłościami, rezydencjami i hotelami, otoczona zielononiebieskimi palmami. Zobaczycie tu wiele baobabów i drzew butelkowych, oczywiście Bougainville mienią się swoimi kolorami ze wszystkich stron.
Północ Malindi
Północna część miasta, wzdłuż drogi prowadzącej do Lamu, stanowi nowo wybudowaną arterię handlową. Na „Lamu Road” znajdziecie banki, centra handlowe, supermarkety 7&7 i Naivas. Mieści się tutaj wiele barów oraz restauracji. Piękną scenerię ma restauracja pod nazwą Karen Blixen (autorka powieści „Pożegnanie z Afryką”), można się tutaj wybrać na smaczne owoce morza.
Bogata historia miasta
Malindi, ma bardzo bogata historię, która sięga 11-tego wieku. Pierwotna nazwa osady to Malinde. Tak nazywał się port, wokół którego na początku zaczął rozwijać się ruch morski statków arabskich na trasie między Omanem, a sułtanatem Zanzibaru. Wokół portu Melinde rozwinął się dobrze prosperujący rynek owoców i przypraw, nie zapominając o faunie ryb, która oferowała zaopatrzenie tym, którzy zatrzymali się tam podczas podróży i poszukiwań.
W XIII wieku Malindi było już małym miasteczkiem z populacją, która napływała do niego również drogą lądową. Początkiem XV wieku Malindi rywalizowało z Mombasą o handel przyprawami, owocami czy rybami. Niedaleko Malindi istniała możliwość polowania na słonie, a tym samym handel cenną kością słoniową. To wówczas wielu Arabów przeniosło się tutaj i budowało domy, sprowadzając rdzenną ludność do niewoli.
Portugalczycy przyjęci entuzjastycznie
Pod koniec XV wieku Portugalczycy zawitali na wybrzeże kenijskie. W 1498 portugalski odkrywca Vasco Da Gama wylądował w Malindi. Był pierwszym nawigatorem, który zaszedł tak daleko w swojej wyprawie do Indii. Vasco da Gama zatrzymał się na jakiś czas i został życzliwie przywitany przez lordów Malindi, (w tym czasie Malindi już mocno rywalizowało z Mombasą i o ile, mieszkańcy Mombasy zaciekle bronili się przed kolonialnymi zapędami Portugalczyków, o tyle Malindi, przyjęło ich z otwartymi rękami). Epidemia dżumy zdziesiątkowała jednak załogę. Wtedy właśnie sułtan Omanu przyszedł mu na ratunek, oferując kilku ludzi potrzebnych do wznowienia podróży. Pomogli mu dotrzeć do Kananor w Indiach.
Wtedy też Vasco da Gama ufundował Obelisk na którym jest herb Portugalii. Na jego szczycie jest krzyż, który początkowo był zdjęty z racji tego, że w większości te tereny zamieszkane były przez Muzułmanów i zarządzane przez Sułtana. Krzyż wrócił na swoje miejsce w XVI wieku. Filar ten jest symbolem miasta do dziś. Niedaleko filaru przy ulicy Ocean Viev Road znajduje się kapliczka portugalska. Powstała pod koniec XV wieku, a wokół niej jest cmentarz. Niestety pierwotne groby uległy zniszczeniu (ponoć tutaj został pochowany marynarz, który wraz ze słynnym misjonarzem Franciszkiem Ksawerym, podróżował do Goa. To portugalska posiadłość położona na zachodnim wybrzeżu półwyspu Indyjskiego). Dzisiaj można zobaczyć groby z końca XIX wieku. Sama kapliczka mieści się wśród wysokich bloków w muzułmańskiej dzielnicy. Czy jest autentyczna, czy odbudowana, tego żadne źródła nie podają.
Muzeum Malindi i grobowce filarowe
W pobliżu Muzeum Malindi, na terenie jednego z licznych meczetów znajdują się dwa grobowce filarowe, które powstały na początku XV wieku. Prawdopodobnie zostały one zbudowane, na obrzeżach ówczesnego miasta. Znajduje się tam również cmentarz muzułmański.
O ile Vasco da Gama zawierał przyjaźnie z mieszkańcami Malindi, to przybywający potem Portugalczycy nie zawracali sobie głowy nawiązywaniem dobrych relacji z miejscowymi. Również z szejkami i sułtanami pochodzenia arabskiego. Najpierw przybyli do Mombasy i splądrowali ją, a następnie w Malindi. Rozpoczęli krwawy handel niewolnikami. Kolejne stulecia to głęboki upadek tej historycznej miejscowości.
Dopiero na początku XIX wieku Malindi powróciło do Arabów, którzy zdobyli Fort Jesus, fortecę Portugalczyków w Mombasie i z pomocą sułtanów Zanzibaru oraz Lamu odbili Wybrzeże Kenii. Dzięki sułtanowi Majirowi Malindi przeżywa nowy szczęśliwy wiek, z budową nowego portu i wznowieniem działalności rolniczej i handlowej.
Czas Brytyjczyków
Pod koniec XIX wieku to Brytyjczycy rozpoczęli swoje wpływy na wybrzeżu. Koloniści brytyjscy w Malindi poświęcili się rybołówstwu dalekomorskiemu, ale też polowaniom na grubego zwierza. Dzięki nim obecność Indian w Malindi wzrastała z roku na rok. Zajmowali się głównie handlem, dzięki czemu rynek tekstylny kwitł. Generał Lawford otworzył hotel o tej samej nazwie na początku lat 30. XX wieku, który do dziś nosi jego imię. Zjeżdżali się tam przedsiębiorcy z Mombasy, a także poszukiwacze przygód, którzy mieli swoją siedzibę w Nairobi. To miasto stało się faktyczną stolicą Afryki Wschodniej.
Pod koniec II Wojny Światowej i wraz z nadejściem lotów międzykontynentalnych Malindi było ulubionym miejscem turystycznym Brytyjczyków, Amerykanów i Niemców. Do tego stopnia, że zbudowano dwa inne hotele: Sindbad i Eden Roc. Oprócz Ernsta Hemingwaya, który już sławił Kenię w powieści „Zielone wzgórza Afryki”, zaczęły przybywać anglo-amerykańskie osobistości polityczne i gospodarcze oraz inni Europejczycy.
Malindi od tego czasu miewa swoje wzloty i upadki, ale ciągle jest kolorowe i wesołe. Zachwyca jowialnością i życzliwością miejscowej ludności, przepychem krajobrazu, łagodnością klimatu i obecnością każdego elementu natury, w tym owoców morza, owoców Mango i Ananasów.
4 komentarze
Bogna R
To coś zupełnie innego niż Diana Beach. Okazuje się, że ten świat Kenii jest znacznie bogatszy niż mi się wydawało. Dzięki za tekst i dużą dawkę historii. Pozdrawiam cieplutko.
ŻabbaM
Cudo, zupełnie inaczej sobie ten kraj wyobrażałam
Pingback:
Pingback: